sobota, 7 września 2013

Chimes of freedom



"W miejskim stopionym palenisku nieoczekiwanie patrzymy
z ukrytym wyrazem twarzy przez pewien czas na ściany, które się zacieśniały"


 Dylan nie wiedział co przyniesie dzisiejszy dzień. Wstał ze strachem, ale jednocześnie z pewnym zaciekawieniem i niecierpliwością. Bał się, że nie będzie umiał poprosić o to czego pragnie. Potrafił wspaniale uwodzić kobiety, choć i to ostatnio nie wychodziło mu tak idealnie. Wpadł w bagno, nie ważne kto jeszcze w nim siedział. Od momentu, kiedy chłopak zaczął mieć problemy z długiem, przestał go obchodzić świat zewnętrzny. Zaczął polegać tylko na sobie samym. Wpadł w przekonanie, że nikt go nie rozumie, co zresztą było dość zgodne z prawdą. W końcu ile ludzi miało do spłacenia 45 patyków u jednego z groźniejszych mafiozów tych czasów. Nikt nie potrafił go zrozumieć, a co dopiero pomóc. Na całe Stany jest kilku takich co zrobią wszystko dla innych, a reszta ludzi to zwykli egoiści. Egoizmu właśnie nauczyło Dylana życie. Życie, które nie było dla niego łaskawe, a los płatał mu figle, nie od dziś. Przyzwyczaił się, że nie może polegać na nikim innym tylko na sobie. Ludzie wezmą od Ciebie wszystko, udając twoich najlepszych przyjaciół, a gdy ty będziesz tylko potrzebował czegoś rozwieją się jak mgła o poranku.

Wstał i nałożył najbardziej eleganckie ubranie jakie znalazł w swojej szafie. Na ramie założył swoją gitarę, a w drugiej ręce trzymał piecyk. Gdy przechodził przez kasyno, zdziwiony barman odprowadził go wzrokiem, aż do wyjścia. Chłopak wsiadł do hotelowej taksówki i zajechał nią na miejsce.

 Dylan wszedł do baru. Nie różnił się zbytnio od tego w jakim przesiadywał, jedynie tylko bar był z drewna, nie pokrytego niczym. Gdy odwrócił głowę w prawo zobaczył beżowy kontuar zza którego można było usłyszeć, męskie głosy poza tym miejsce zdawało się opustoszałe. Prawdopodobnie właśnie takie było zamierzenie Smokiego.
- Nie miałeś remika George - krzyknął ktoś z pretensją w głosie. 
- Jezu, Roger nie widziałeś? - odparł inny głos. Ten ton Dylan już znał, co prawda przez słuchawkę zdawał się nieco inny.

 Chłopak podszedł do baru i głośno zastukał w blat. Po chwili zjawiła się dziewczyna, wyglądem przypominająca nieco Marylin Monroe. Uśmiechnęła się zalotnie i przyjęła jego zamówienie, którym było oczywiście whiskey. Usiadł na jednym ze stołków barowych w oczekiwaniu na drinka. Po pewnym czasie chłopak dostał złocisty płyn w kryształowej szklance, upił łyk po czym wstał z miejsca. Ostrożnie wszedł za kontuar. Był lekko przerażony co, a może kogo tam zobaczy. Mimo tego, że wczoraj w nocy chłopak zastanawiał się co powie Georgowi, dziś nadal wahał się i zastanawiał czy ta rozmowa dostatecznie wzbudzi w Smokim jakieś uczucia.

Trzech mężczyzn siedziało przy stoliku i popijając dżin grało w karty. 
- Remik dżin - uśmiechnął się jeden z nich i podniósł szklankę w geście toastu, może na cześć przybysza, następnie upił łyk. Jego towarzysz wstał, potarł wąsy i ruszył w stronę Dylana. 
- Partyjkę remika? - spytał i zaprosił go gestem, który z reguły wykonują gospodarze, gdy proponują gościom wstąpienie do mieszkania. Chłopak ogarnął wzrokiem pokój, uśmiechnął się niepewnie i skinął głową twierdząco. Postawił whiskey na stole i usiadał na wolnym miejscu. Jeden z mężczyzn zaczął rozdawać. Gdy tylko zajrzał w karty miał ochotę wycofać się z gry, lecz zachował pokerową twarz. Bez słowa wymienił jedną kartą i spojrzał po uczestnikach gry. Byli doświadczonymi graczami, nikt z nich nie okazywał, żadnych emocji. Panowała taka cisza, że było słychać tylko szelest kart przekładanych w rękach i szczęk szklanek to podnoszonych ze stołu, to ponownie na nim stawianych. Zapalił. Zawsze dawało mu to lekki upust emocjom, lecz ostatnio palił tak często, że teraz stało się to teraz częścią jego codzienności. Gdy papieros zajarzył się pierwszy z graczy zaczął wystawiać sekwens, a po nim byli inni. W notatniku pojawiały się coraz to wyższe liczby. Zgodnie z zasadami logiki, skoro pozostali gracze mieli dobre karty, ktoś musiał mieć gorsze. Dylan był właśnie tą osobą z trudem udało mu się uzbierać 51 punktów koniecznych do wystawienie sekwensu. Zaczęli przekładać karty z sekwensu do sekwensu lub dokładać je. Chłopakowi w tej turze poszło trochę lepiej niż w poprzedniej, lecz nadal był na przegranej pozycji. Rozpoczęli nowe rozdanie. Dusza Dylana, która do tej pory z melancholijnym uśmiechem obserwowała deszczowe niebo teraz stała na progu tęczy z melodią rockabilly lecącą  gdzieś w tle. Posłał uśmiech graczom i w piorunująco, krótkim czasie wyzbył się wszystkich kart nadrabiając straty w punktach z poprzedniej rundy. Kilka rozdań później grę zakończył jeden z mężczyzn oznajmiając, że musi iść. Na pewno z tego powodu również nie był zadowolony, gdyż w obecnej sytuacji Dylan pobijał go o 5 punktów, zajmując drugie miejsce.

Gdy gracz opuścił bar prowadzący grę roześmiał się. Chłopakowi wystarczyło tylko jedno spojrzenie tych oczu. Były przesiąknięte sprytem. Dylan wiedział, że w tych oczach, w tym spojrzeniu zdobył dowód na nieczystą grę mężczyzny. Były to bowiem oczy kanciarza, Grave naoglądał się ich sporo w czasie, kiedy siedział w Las Vegas. 
- Przyjaciel Jeffrey Swanski - jak mniemam - powiedział zwycięzca
- Dylan Grave - przedstawił się chłopak
- George Lighting, ale rozumiem, że już mnie znasz.
- Z nazwiska i reputacji -  Zapalił kolejnego papierosa. George odparł mu przelotnym uśmiechem, następnie zaczął kręcić młynek kciukami. 
- Czego chcesz? - spytał prosto z mostu. Tego chłopak cię nie spodziewał. Snuł wszelakie możliwe dialogi dzień przed spotkaniem, ale nigdy mu nie przyszło do głowy, że takie pytanie zada Smokey. Zawsze brał pod uwagę wariant, że on pierwszy wyjdzie ze słowami "Mam do Ciebie prośbę" czy coś w tym guście.

- Pieniędzy, im wszystkim zawsze chodzi o pieniądze - powiedział ktoś, kto sądząc po głosie był płci żeńskiej,  zza kontuaru. Dylan poznał ten głos i miał rację. Po chwili ujrzał osobę, którą spodziewał się zobaczyć. Brunetka właśnie rozwiązywała płaszcz. Patrzyła na stół karciany i Smokiego, ale na Dylana nawet nie spojrzała choćby przelotnie. Zadziwiło to chłopaka, gdyż to przecież ona zarekomendowała mu to miejsce i tą osobę. 
- Pieniędzy? - Dylan skinął głową na potwierdzenie 
- Dla kogo?
- Na spłacenie długu 
- Spodziewam się. U kogo? - w słowach Smokiego nie można było dosłyszeć, żadnych emocji. Był tak samo przejęty, jak pracownik warsztatu samochodowego, który dostaje mini coopera na przegląd. 
- U Halla Muttersa zwanego Krukiem - George Lighting znieruchomiał ze szklanką dżinu w dłoni, a Jeffrey Swanski upuściła na ziemię płaszcz, który właśnie zdejmowała 
- Nie mogę ci dać pieniędzy - Grave przełknął ślinę i spróbował sobie przypomnieć jakie argumenty miał na taką sytuację. 
- Ale... - zaczął Smokey - Możemy - tu spojrzał na Jeffrey, dając rozmówcy do zrozumienia, że chodzi o niego i Jeff - upozorować Twoją śmierć - uśmiechnął się George
- Masz rodzinę? - zapytała dziewczyna. Dylan pokręcił głową, co miało oznaczać 'Nie'. Smokey i Jeff wymienili porozumiewawcze spojrzenia. 
- Spotkamy się jutro tutaj o tej samej godzinie - oznajmił George i wstał z krzesła. Dylan zapalił papierosa i wyszedł.

Gdy opuszczał bar sam nie wiedział czy ma uznać spotkanie za udane. Jednak sfingowanie jego śmierci uwolniłoby go chwilowo od problemów. A wtedy mógłby szybko opuścić stan. Wiedział, że mafia i tak szybciej czy później zrozumiałaby podstęp, ale w tych dniach mógłby właśnie pić wódkę na Wall Street, albo śpiewać country w Teksasie. Dawałoby to mu dodatkowe dni na zebranie pieniędzy. Właśnie to było tą złą stroną planu, nadal nie miał pieniędzy, ale czego mógł się spodziewać? Że przyjdzie do gościa i poprosi go o 45 tysięcy, a ten mu tak da od ręki, powołując się na przyjaźń z Jeffrey Swanski. Niedługo Dylan Grave formalnie zniknie z tego świata. Często sobie zadawał pytanie, jak to jest być martwym, wkrótce przekona się o tym. Będzie duchem, błąkającą się duszą wśród świata śmiertelników. Jedyny widzialny, który oszukał Halla Muttersa. Nieśmiertelny Dylan. Jego nazwisko nie będzie już nic znaczyć. Ta upiorna nazwa nie będzie do niego pasować, umrze razem z jego postacią znaną światu. Dylan Immortal.