sobota, 12 kwietnia 2014

Like a rolling stone

"Mówiłaś, że nigdy nie pójdziesz na układy
Z tajemniczym włóczęgą, ale teraz zrozumiałaś,
Że on nie sprzedaje żadnych usprawiedliwień" 

Dylan lubił wpatrywać się w gwiazdy. Uwielbiał wyobrażać sobie, że każda z nich symbolizuje osobę, którą w życiu zawiódł, dzięki temu w jego sercu płonął jeszcze nikły płomień nadziei, że na tym świecie pozostawił coś po sobie. Gdy odejdzie nie pozostanie po nim nic tylko tysiące złamanych serc i zgubionych marzeń. Od zawsze pragnął za wszelką cenę pozostawić po sobie jakiś ślad. Marzył o nagraniu płyty, którą nawet dziesięć lat po jego śmierci będą wspominać, o koncertach w barach, o których dwadzieścia lat po nim będzie się mówić jako oszałamiających, o zostaniu legendą, większą niż Elvis Presley, Johnny Cash czy Ray Charles. Marzył.

 Siedział na suchej ziemi, gdzieniegdzie pokrytej niską kosodrzewiną lub żółtymi kępkami trawy. Przyjechali do tego miejsca z Jeffrey kilka godzin temu i postanowili tu pozostać na noc. W okolicy nie mogli znaleźć żadnego wolnego zakwaterowania, więc wybrali ruderę na wypadek deszczu, który i tak rzadko zdarzał się w Nevadzie. Przejechali szmat drogi i obecnie znajdowali się na pustkowiu pomiędzy granicą z Kalifornią i Oregonem.

- Uwielbiam patrzeć się na gwiazdy - powiedziała Jeffrey - One są takie nieskończone, wieczne, bezgraniczne. Na Ziemi wszystko ma swój kres, a one pozostają niezmienne przez tysiąclecia
- One tylko egzystują, a my możemy żyć - odezwał się Dylan wyrwany z zamyślenia. Nie odpowiedziała. Ponownie milczeli wpatrując się w rozgwieżdżone niebo. Nagle między małymi, świetlistymi punkcikami przeleciało coś. Pojawiło się po środku migoczącego płaszcza i opadło gdzieś za horyzontem. Dziewczyna odwróciła się do chłopaka:
- O czym pomyślałeś? - spytała, lecz po chwili dodała:
- Nie, nie mów. To powinno pozostać tajemnicą. - Uśmiechnęła się delikatnie i ponownie zwróciła wzrok ku gwiazdom. W rzeczywistości Dylan nie pomyślał o niczym. Nie wierzył w takie mity jak spadające gwiazdy. Uważał, że człowiek w swoim życiu jest zdany tylko na siebie, a niebiańskie cudy nic tutaj nie pomogą.

- Gdzie jedziemy? - zapytał w końcu
- Gdzieś, gdzie będziemy mogli spokojnie żyć - odparła wymijająco dziewczyna. Chłopak już dawno zauważył, że Jeffrey posiada dużą wiarę w ludzi, którą on stracił zanim jeszcze przyjechał do Las Vegas, a może w ogóle bez niej się urodził. Wiedział, że nigdy nie będą mogli spokojnie żyć. Gdy raz wejdziesz w mafijne środowisko, tak szybko z niego nie wyjdziesz. Zadłużą się u innej mafii, będą mieli te same problemy co w Nevadzie tyko z innymi ludźmi. Przekroczenie granicy Stanu nie zmieni ich charakteru. Ludzie rodzą się z tymi samymi wadami, z którymi idą do grobu. Dylan to wiedział, lecz postanowił nie wspominać o tym Jeffrey. Ona posiadała to czego chłopakowi zabrakło - nadzieję na lepsze jutro.

- Co zrobisz jak mnie dowieziesz na miejsce? - zapytał tylko.
- Spróbuję być sobą - odparła i westchnęła - Tak jakby w Nevadzie nie zdarzyło się nic złego - dodała po chwili. Dylan nie odpowiedział. Oboje nie byli wylewni, chociaż może tylko on, a ona zbyt grzeczna, żeby wyrywać z ciągłego zamyślenia Dylana. Ich rozmowy nie kleiły się. Po krótkim namyśle stwierdził, że ona może i jest rozmowna, ale on zbyt ciekawski, żeby pozostawić jej przeszłość  dla niej.
- Nie chciałabym być nikim innym - odezwała się nagle Jeffrey. Zwiesiła głowę i zaczęła malować patykiem nic nieznaczące linię na ziemi.

 Chłopak nie mógłby powiedzieć tego samego o sobie. Zdecydowanie chciał być kim innym. Chciałby zostać legendą rock n' rolla, mieć pieniądze i wszystko co by tylko zechciał. Nie musiałby mieć długów u mafii. Nie musiałby teraz siedzieć na pustkowiu pod gołym niebem. Nie musiałby uciekać przed Hallem Mutersem i Georgem Lightingiem. Wyobraził sobie siebie w luksusowym, nowojorskim apartamencie hotelowym. Leży na miękkim materacu. Obok niego cudowna blondynka. W ręce trzyma butelkę z najdroższą whiskey. Z gramofonu słychać jego przeboje. Jutro będzie miał koncert. Przyjdą tłumy ludzi. Dziewczyny będą piszczeć, gdy wejdzie na scenę, a mężczyźni z uznaniem kiwać głowami, gdy zagra solówkę na gitarze. Tak, definitywnie chciał być kim innym.

 Chłopak położył się na glebie i spytał:
- Zawsze ratujesz bezradnych mężczyzn z miejskich barów? - zapytał
- Nie, nie zawsze. Ale kilka razy zdarzyło mi się zabrać z miasta facetów, którzy pili alkohol i palili papierosy przy barze zamiast robić coś ze swoim życiem. Bali się nawet zagrać w kasynie, czy uciec ze Stanu. Niektórym podawałam tylko właściwie numery, a niektórych wywabiałam z miasta - odpowiedziała i posłała uśmiech chłopakowi. Noc była bardzo jasna, lecz mimo to Dylan nie dostrzegł go.

Nie pytał już o nic więcej, zamiast tego wyjął gitarę i przyłożył palce do gryfu.
- Nie zagra, nie masz jak jej podłączyć - odezwała się Jeffrey, wypowiedziała to bardziej jako radę niż krytyczną uwagę.
- Zagra, Josephine zawsze zagra - odparł ściszonym głosem i uśmiechnął się triumfalnie. Przejechał kostką po strunach. Rozległy się stłumione dźwięki. Dylan z wolna zaczął grać "Playing for Keeps" Elvis'a Presleya. Kilka basowych strun zostało szarpniętych i chłopak zaczął śpiewać swoim zachrypniętym głosem:
- "Gram na utrzymanie. Teraz jest to realne. I chciałbym, żebyś wiedziała, jak naprawdę się czuję.  Gram na utrzymanie. Teraz jestem pewien. Nie będę szczęśliwy, do-dopóki nie dowiem, że jesteś moja*" - śpiewał raz obniżając głos, raz go wznosząc. Zawsze gdy to śpiewał starał się naśladować Elvisa, lecz z drugiej strony wiedział, że choćby miał najlepszą gitarę na świecie nigdy mu nie dorówna. Zafundował sobie instrumentalną powtórkę zwrotki. Smagał lewą ręką gryf, a w prawej ściskał kostkę, którą rytmicznie przeplatał między strunami. Grał bardzo dobrze. Ruchy jego dłoni były niemal niedostrzegalne, dźwięki, choć teraz stłumione, zawsze czyste, nie spóźniał się, nie improwizował, nie zwracał uwagi na pomyłki. Tylko śpiewał. Marszcząc przy tym brwi i pozostawiając na twarzy grymas.
- "Były inne, który mogły mnie kochać prawdziwie. Lecz nikt inny nie może mnie tak podniecać jak ty. Gram na utrzymanie. Kochaj mnie też. Nie sprawiaj, że będę żałować, że kiedykolwiek się w Tobie zakochałem*" 
Gdy grał oddalał się od świata, od problemów, od ludzi. Wznosił się do nieba, do miejsca gdzie nie było nic tylko on i dźwięki. Nie było czerni, ani bieli. Nie było szarości. Była tam pustka cała wypełniona błogim uczuciem i czystymi dźwiękami. Nie myślał wtedy o tym, że gra. Zdawało mu się, że tańczy z kimś niezwykle delikatnym, kto śpiewa jak się tylko smagnie się jego skórę.

"Były inne, który mogły mnie kochać prawdziwie. Lecz nikt inny nie może mnie tak podniecać jak ty. Gram na utrzymanie. Kochaj mnie też. Nie sprawiaj, że będę żałować, że kiedykolwiek się w Tobie zakochałem*" 





* - Elvis Presley, "Playging for Keeps", w wolnym tłumaczeniu autorki opowiadania





czwartek, 10 kwietnia 2014

Liebster Award vol.2

Serdecznie dziękuję za już drugą nominację. Tym razem od AsiaAsiaJa. Dziękuję za docenienie mnie <3
Nie będę wam ponownie przynudzać opisem nagrody, bo jak ktoś chce to może zawsze spojrzeć do poprzedniego posta. Po za tym skoro Dylan z Jeff łamią zasady to czemu ich twórczyni ma tego nie zrobić?

Odpowiedzi na pytania: 

1. Jaki jest twój ulubiony gatunek muzyki? 

Każdego i żadnego za razem. Choć istnieją określenia jak rock, blues czy pop to dla mnie muzyka tworzy jedność. Wystarczy spojrzeć na te wszystkie odmiany czy podgatunki. Co nie oznacza, że lubię każdego wykonawcę, gdyż tak nie jest i jak każdy posiadam swoich faworytów w tej dziedzinie. Lecz jeśli mamy już dzielić muzykę to chyba rock, blues i krótka lista artystów pop'owych. 

2. Dlaczego piszesz? 

Nie potrafię ci udzielić dokładnej odpowiedzi na to pytanie, ale jak już wcześniej pisałam chciałam przelać na wirtualną kartkę wszystko co osobiście chciałam przeczytać. 

3. Grasz na jakimś instrumencie? 

Tak, na gitarze klasycznej, ale marzy mi się elektryczna (ewentualnie akustyczna)

4. Jakie jest Twoje wymarzone imię?

Hmmm...na pewno jakieś anglosaskie i nietypowe. Nie pogardziłabym również imieniem po jakieś znanej aktorce, ale wybrać w tym momencie nie potrafię. Hayley, Willow, Norah, Jeffrey (to jest męskie, ale w krajach anglosaskich może być również nadane kobiecie)...

5. Twoja ulubiona książka? 

Co do tego niema wątpliwości - "Władca Pierścieni: Dwie wieże" J.R.R Tolkien

6. Co robisz wieczorami po odrobieniu lekcji?

Czasem rozmawiam z przyjaciółmi, ale częściej oglądam jakiś film na DVD. To również zależy, o której skończę odrabiać lekcje, czasem nie mam nic zadane, choć tak jest rzadko. 

7. Twoja szczęśliwa liczba? 

Nie posiadam. Nawet nie jestem w stanie określić czy wierzę w szczęśliwe liczby czy nie, po prostu nigdy nie zdarzyła mi się sytuacja, kiedy ta jakaś liczba mogłaby się stać moją szczęśliwą, a jeśli kiedyś to nie potrafię wyczytać, o którą chodziło. Jednak jeżeli miałabym posiadać jakąś to pewnie 3 lub 5. 

8. Jaki jest według Ciebie ideał przyjaciela? 

W tym wypadku muszę zacytować Jim'a Morrison'a: "Przyjaciel to ktoś kto daje Ci pełną wolność do bycia sobą"

9. Twój ulubiony gatunek filmów? 

Tak samo jak z muzyką nie dzielę filmów na gatunki. Często mamy do czynienia z horrorem i romansem zarazem i w tym momencie gdzie mamy go przydzielić. Z tą różnicą, że w przypadku muzyki podałam umowne gatunki, tak tutaj nawet nie wiem co oglądam. Według filmwebu są to dramaty, lecz chyba każdy film to na swój sposób dramat odnosząc się do etymologii tego słowa. 

10. Ulubiony kwiat? 

Orchidea, już sama nazwa wspaniale brzmi, a sam kwiat dla mnie jest symbolem czegoś czego jeszcze nie odkryliśmy, ale ciągle do tego dążymy. Orchidee również są w pewnym odłamie kultury wietnamskiej strażnikami duszy i domów. Po za tym bardzo ładnie wyglądają. 

11. Jaki jest Twój największy talent? 

Nie ja powinnam na to pytanie odpowiadać, gdyż wymieniłabym chyba wszystkie możliwe. W tym celu poradziłam się przyjaciółki-blogerki i o to jaką odpowiedź dostałam:
"Wprawdzie nie słyszałam jak grasz na gitarze, więc może pisanie?" 
Inni moi przyjaciele twierdzą, że pomysłowość/kreatywność, ale czy można to uznać za talent? 

MOJE PYTANIA:
1. Jeśli mógłbyś/mogłabyś przenieść się w czasie jaki byłby to okres i dlaczego?
2. Co sprawia, że czujesz się szczęśliwy/a nieopisywalnie i niespodziewanie?
3. Czy masz jakieś motto życiowe, jeśli tak to jakie i dlaczego?
4. Gdybyś mógł/mogła porozmawiać ze swoim idolem kilka lat wcześniej co byś mu powiedział/ała?
5. Jaki masz dzwonek w telefonie? Dlaczego akurat ten?
6. Dlaczego akurat blog, a nie zapisy w notatkach, w Wordzie czy gdziekolwiek indziej?
7. Czego oczekujesz po szablonie na zamówienie?
8. Masz nieograniczone możliwości. Jak by wyglądał Twój dom? Opisz z zewnątrz i salon. 
9. Możesz zabrać ze sobą na bezludną wyspę oprócz niezbędnika do przetrwania tylko jedną płytę (z odtwarzaczem) z tylko jedną piosenką. Jaka by to była na chwilę obecną?
10. Jaki jest Twój ulubiony cytat filmowy i dlaczego? 
11. Wiosenny wieczór. Piszesz opowiadanie. Odrywasz wzrok od komputera i patrzysz się przez okno. Co sobie wyobrażasz? 


MOJE NOMINACJE:
1. http://b-u-n-t.blogspot.com
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11. 
Czuje się dokładnie jak Dylan z długiem, tylko ja z nominacjami. Naprawdę czytam niewiele blogów, a  wszystkim dałam poprzednim razem. Niektórzy jeszcze nie bawią się w nagradzanie i zwolnili miejsca w poprzednim poście. Jeżeli więc macie jakieś blogi godne uwagi to napiszcie, a ja poczytam i zależnie od mojego werdyktu wpiszę je do odpowiednich miejsc. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wiem, wiem, wiem... Ociągam się strasznie z nowym rozdziałem, ale czasu mam mało. Szczęśliwie wena już wróciła i zapowiada się, że weekend będzie również wolny. W takim razie możecie nastawiać się na nowego posta już niedługo. Miejmy nadzieje, że się nie przeliczymy. Jak to z mojego opowiadania wynika, gdy nie wiesz co zrobić ze swoim życiem, bo nie masz co czytać siedź w Vegas i pij whiskey. 

niedziela, 12 stycznia 2014

Liebster Award

Blackbirds <3 nominowała mnie do nagrody zwanej Liebster Award. Posiada ona wiele ciekawych blogów, lecz tą nagrodę dostałam z bloga Ostatni z Nas. Blackbirds <3 bardzo ci dziękuję!

Regulaminowo i dla wyjaśnienia - zasady:

"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę” Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."




Odpowiedzi na pytania:

1. Twój ulubiony wykonawca/zespół?

Dużo tego...Nie jestem w stanie wybrać. Słucham różnej muzyki zależnie od dnia. Gustuję jednak w rock'u - Linkin Park, Green Day, Blur. Jednak przy pisaniu najlepiej mi się słucha Boba Dylana lub Toma Waitsa

2. Gdybyś mógł się zamienić z kimś sławnym kto by to był i dlaczego? 

Johnny Depp oczywiście. Zawsze chciałam zobaczyć jak to jest być kimś bardzo sławnym, ale i osobą, która wiele przeszła w życiu. On łączy te dwie w sobie. Imponuje mi również jego talent, którego mi niestety zabrakło, a zawsze chciałam spróbować aktorstwa. 

3. Jaką książkę ostatnio przeczytałaś? 

Kosogłos, Suzanne Collins. Generalnie zakończyłam czytać Trylogię Igrzysk Śmierci. 

4. Ulubiony kolor?

Burgund, ale bardziej w stronę fioletu. 

5. Dlaczego akurat taka tematyka bloga? 

Zawsze fascynowały mnie lata 60 w USA. Jednak przymierzając się do pisania bloga stwierdziłam, że lepiej będzie osadzić taką akcję na przełomie lat 50-60. Chciałam zrobić na przekór znanym mi dotąd schematom i fabułom w blogosferze i wylać na "papier" wszystko co chciałam kiedyś ujrzeć/przeczytać. A reszta jakoś tak sama wyszła mi spod palców. Czasem nawet nie muszę się specjalnie zastanawiać co napisać, mam w głowie pomysł, który automatycznie wpisuję do komputera. 

6. Czy prowadzisz więcej niż jeden blog?

Tak, a właściwie nie. Mam dwa blogi zawieszone i jeden amatorski. Przymierzam się jednak do stworzenia nowego. Jednak ten stał się czymś najbardziej przemyślanym, taką jakby perełką. 

7. Ulubiony przedmiot w szkole? 

Hiszpański, zdecydowanie hiszpański. To chyba zasługa moich przyjaciół. 

8. Jak długo piszesz blogi? 

Nie pamiętam, zaczynałam od blogów grupowych. Był to wtedy około 2010 rok. Potem zaczynałam robić wprawki (dwa zawieszone). 

9. Czy odważyłabyś się do założenia bloga o sobie? 

Tak, ale nie wiem czy ktoś byłby tym zainteresowany. 

10. Jaki był Twój pierwszy blog? 

Jeżeli liczą się grupowe to Harry Potter - Nowa Historia (usunięty), jednak mój pierwszy - prywatny to Adventures Hunters. 

11. Masz jakieś zwierzę? 

Dopóki mój brat ze mną mieszkał to można było powiedzieć, że miałam - psa (Labradora). Teraz chciałabym mieć kota rasy Syberyjskiej. 

Moje nominacje
Uwaga - chciałabym, żebyście wiedzieli, że wybrałam blogi, które uważam, że powinny być docenione bez względu na ich tematykę. 

1. http://alyssa-adams.blogspot.com
2. http://storyoframona.blogspot.com
3. http://zemsta-uczuc.blogspot.com
4. http://bomb-amors.blogspot.com
5. http://insomnia-fanfiction.blogspot.com
6. http://your-pain-is-my-suffering.blogspot.com
7. http://melodie-serc.blogspot.com
8. http://akasuna-story.blogspot.com
9. http://25-glodowe-igrzyska.blogspot.com
10. http://trzymaj-mnie.blogspot.com
11. http://sandstorm-woman.blogspot.com


Pytania - tym razem ode mnie:

1. Z czego czerpiesz inspirację do pisania?
2. Jakie kraje chciałbyś/chciałabyś zwiedzić? 
3. Gdybyś mogła/mógł przeżyć jeden dzień z kimś sławnym, kto by to był i jak by ten dzień wyglądał?
4. Dlaczego bohaterowie Twoich opowiadań mają akurat takie charaktery?
5. Jaki rodzaj filmów najbardziej lubisz oglądać i dlaczego?
6. Jaki jest Twój ulubiony reżyser?
7. Gdybyś mogła/mógł "wejść" do jakiegoś filmu/ książki jaki/a by to był(a) i dlaczego?
8. Co ci najbardziej przeszkadza w czytaniu blogów?
9. Jakiej tematyki blogów najbardziej nie lubisz, a jaką uwielbiasz?
10. Dlaczego zaczęłaś/zacząłeś pisać?
11. Jaki jest Twój ulubiony serial i co w nim doceniasz? 

Jeszcze raz podziękowania - wreszcie czuję, że ktoś przeczytał i docenił mój tekst. Bez obrazy dla innych, którzy też doceniają, ale nie mają możliwości przyznania nagrody. 


sobota, 30 listopada 2013

Nothing else matters

"Życie jest nasze, żyjmy na swój własny sposób
Wszystkiego tego nie mówię , ot tak
I nic innego się nie liczy"

Dylan trzymał właśnie w ręce szklankę wypełnioną złocistą whiskey - Ballantine's, najdroższą jaką mógł dostać w barze. Nonszalancko opierał się o futerał jego gitary, czekając na swój ruch w bilardzie. Gdzieś w tle sączyło się Moon River Danny'ego Williamsa. Bar był małym pomieszczeniem na obrzeżach centrum Las Vegas. Nie znajdowało się tam wiele oprócz baru, stołu do bili, stołów tudzież innych blatów tak ułożonych, aby jak najwięcej ludzi usiadło na jak najmniejszej powierzchni oraz szafy grającej. Ściany były wręcz obklejone plakatami filmowymi, kalendarzami, neonami, a nawet rejestracjami samochodów. W powietrzu unosił się kurz dobrze widoczny w świetle dawanym przez popularne jarzeniówki, które od czasu do czasu przygasały, aby po chwili oślepić jaskrawym światłem. Gdy wreszcie przeciwnicy uderzyli w bile, chłopak poderwał się, aby wykonać  ruch. W jego umyśle panowała niecierpliwość oraz przejęcie grą, jednak nie dawał tego po sobie poznać. Z zewnątrz był tylko nieprzejmującym się niczym, młodym mężczyzną, który przyjechał z biednego miasta na przedmieścia Las Vegas. Nikt nawet nie zadawał sobie pytania po co, wiele takich osób przewija się przez takie bary. Podróżują bez większego celu z jednego miejsca do drugiego, niczym drobniutkie kamyczki, na tyle lekkie, że przy większych wichurach przenoszone przez wiatr. Właśnie takie wrażenie miał sprawiać. Gdy przymierzał się do uderzenia poczuł, że otaczają go czyjeś ramiona. Odwrócił delikatnie wzrok i ujrzał tą, którą wiedział, że zobaczy wkrótce. Brązowe włosy Jeffrey lśniły od miękkiego światła lampy, które na nie padało.

Uśmiechnęła się zalotnie i lekko pociągnęła chłopaka za rękę. Dylan posłusznie podążył za nią. Doszli na drugi koniec sali. Jeffrey ponownie złapała go za ramiona i powiedziała ściszonym głosem.
- Wyjedź stąd - oznajmiła. Chłopakowi zdawało się jakby przebudził się ze snu. Przed chwilą Jeff była jeszcze osobą, która mogłaby uchodzić za jego dziewczynę, przynajmniej tak mu się zdawało. Teraz drastycznie uświadomił sobie, że grała, nie chcąc zepsuć jego wizerunku. Te słowa wypowiedziała ze znaną już mu pewnością siebie, ale można było wyczuć w nich nutkę pogardy, nie tyle dla niego, lecz dla całego miasta i jego szemranych mieszkańców. 
- Ale przecież nasz układ ze Georgem... - Jeffrey położyła mu palce na ustach.
- Zapomnij. Od samego początku ty nie miałeś dostać zysku. - Dylan nie wierzył własnym uszom. Smokey? Ten, który grał w remika i popijał gin zaśmiewając się ze swoimi przyjaciółmi z tej gry słów. Smokey? Ten, który zastygł w miejscu na dźwięk przezwiska "Raven". To nie mogło być możliwe. George miał do dyspozycji 45 tysięcy dolarów, a wybrał nieczysty układ. W końcu był kanciarzem największym w całych Stanach.
- Chciałbym. Ale nie mogę uciec, nie mam jak. Jedyne co mam to mała część długu - zwiesił głowę.
- To odsprzedaj coś innego...na przykład gitarę - Jeffrey posłała spojrzenie czarnemu futerałowi obok stołu do bilarda.
- Nie, Josephine stała ze mną w bagnie od samego początku - zaprzeczył. Nastała chwila milczenia, oboje pogrążyli się w myśleniu jak stąd uciec. Nagle na ustach dziewczyny pojawił się wspaniałomyślny uśmiech.
- Dokończ grę. Spotkamy się na dworze. - Zdradziła tylko tyle i odeszła w stronę drzwi, a Dylan powrócił do stołu.

 Obrócił w ręce kij i posłał przeciwnikom złowrogi uśmiech. Powoli obszedł stół przyglądając się bilom. Piosenka w szafie grającej skończyła się, można było powiedzieć, że świat zamarł, zastygł w miejscu, tylko Dylan zataczał koło w okół stołu. Wreszcie zatrzymał się. Wziął łyk whiskey i przymierzył się do ruchu. Wymierzył odpowiednią odległość i z gracją pchnął białą bile, która potoczyła się w odpowiednim kierunku spychając niebieską, pełną kulę do rowku. Chłopak uśmiechnął się i oparł się o stół. Jego przeciwnik miał teraz nie łatwą sytuację. Mógł odepchnąć bile Dylana lub dotknąć czarnej. A jeszcze nie naszedł czas, gdy gracze usilnie próbują wbić czarną kulę w odpowiednie miejsce. Teraz była zakazana. Przeciwnik przełknął ślinę i z braku wyboru odepchnął bile Dylana, szczęśliwie dla niego żadna nie wpadła. Posłał Grave'owi krzywy uśmiech. Chłopak to zignorował i popijając whiskey  oglądał stół z różnych stron, aby przygotować się do odpowiedniego ruchu. Jeszcze trochę i gra zakończy się. Wykonał ruch, którego każdy mógł mu pozazdrościć. Biała bila minęła czarną i wepchnęła dwie należące do Dylana. Obserwujący grę zabili brawo na widok takiego ryzykownego posunięcia. Przeciwnik także miał powód do uśmiechu. Jego bila bowiem stała między białą, a rowem. Nie był to najtrudniejszy ruch, lecz spowodował, że rozpoczęła się walka o czarną bilę. Dylan pierwszy spróbował nakierować ją na odpowiedni kierunek, bez skutku. Przeciwnikowi poszło lepiej, lecz czarna bila nadal leżała na stole. Chłopak o tyle mógł się cieszyć, że miał szansę wbić ją w odpowiednie miejsce. Ruch jednak zakończył się niepowodzeniem, a ostatnią bilę wbił przeciwnik. Dylan pogodził się z przegraną, wiele razy doświadczał tego uczucia. Gdy rozgrywka wreszcie dobiegła końca kupił butelkę whiskey i wyszedł zgodnie z umową na zewnątrz.

 Nie miał wiele, a już na pewno nie na tyle dużo, aby wyglądać jak osoba, która ma zamiar zaraz wyruszyć w podróż jej życia. Brązowa, zbyt luźna bluza kontrastowała z granatową, przetartą torbą  przewieszoną przez ramię. No i gitara - czerwony Fender - który był znakiem rozpoznawczym Dylana. Nagle przez zakurzoną ulicę przetoczył się nowy, błyszczący Cadillac, z którego wydobywała się piosenka June Cash Carter - Sweet Temptation. Z piskiem opon samochód zatrzymał się przed Dylanem, dopiero teraz zauważył, że to Jeffrey prowadzi maszynę.
- Skąd go masz? - spytał z zafascynowaniem i z namaszczeniem dotknął lakieru.
- Długa historia, ktoś kiedyś był mi winien przysługę - wzruszyła ramionami. Dylan wrzucił do bagażnika swoje rzeczy i zasiadł na przednim siedzeniu. Wyjął butelkę whiskey i zapalił papierosa.

Nie czuł się winny niczego, był wolny. Jechał samochodem niewiadomego pochodzenia z dziewczyną również mu nieznaną. Prowadziła go gdzieś na północny-zachód, przynajmniej na razie według tablic informacyjnych. Palił papierosy z nowo kupionej paczki L&M'ów. Pił Jacka Danielsa z butelki, którą przed chwilą zakupił, aby znaleźć jakiekolwiek pocieszenie w przegranej. Jechali w ciepłym powietrzu przez pustynie. Wraz z wiatrem czuł jak wszystkie problemy uciekają. Wszystko to czego nie chciał znać zostało w Las Vegas, mieście do którego na pewno jeszcze niejeden przybędzie i będzie miał problemy jak on. W mieście, w którym na pewno niejeden jeszcze się zadłuży. Nie wszystko jednak było tak perfekcyjne jak mogło się zdawać. Mimo wyjazdu z miasta nic nie pozostało zamknięte. Czuł, że chociaż fizycznie już nie siedzi na barowym stołku w kasynie, to tak naprawdę będzie tam siedział dopóki sprawa nie rozwiąże się ostatecznie. Kości zostały rzucone już w tym momencie jak wszedł w tą całą sytuację. Nie było, nie ma i nie będzie odwrotu. Nie zmieni swojej przeszłości. O ile z jednej strony właśnie nad tym rozmyślał na tyle z drugiej strony czuł się coraz bardziej wolny z każdym łykiem alkoholu, z każdym zaciągnięciem się i z każdym przebytym kilometrem. Od dziś będzie rządził się własnymi prawami, nie będzie w nich ograniczeń. Skoro prawo ustanowione w kraju nie rozwiązuje problemów, tylko jeszcze bardziej je pogarsza to czemu w ogóle się go słuchać? Nie lepiej mieć własnego, stworzonego aby żyć?
- Żyje się tylko raz - wypowiedział Dylan i uniósł butelkę w geście toastu za siebie samego i za życie. Jeffrey uśmiechnęła się. Teraz będą żyli tak, jakby to była najlepsza gangsterska powieść. 

sobota, 7 września 2013

Chimes of freedom



"W miejskim stopionym palenisku nieoczekiwanie patrzymy
z ukrytym wyrazem twarzy przez pewien czas na ściany, które się zacieśniały"


 Dylan nie wiedział co przyniesie dzisiejszy dzień. Wstał ze strachem, ale jednocześnie z pewnym zaciekawieniem i niecierpliwością. Bał się, że nie będzie umiał poprosić o to czego pragnie. Potrafił wspaniale uwodzić kobiety, choć i to ostatnio nie wychodziło mu tak idealnie. Wpadł w bagno, nie ważne kto jeszcze w nim siedział. Od momentu, kiedy chłopak zaczął mieć problemy z długiem, przestał go obchodzić świat zewnętrzny. Zaczął polegać tylko na sobie samym. Wpadł w przekonanie, że nikt go nie rozumie, co zresztą było dość zgodne z prawdą. W końcu ile ludzi miało do spłacenia 45 patyków u jednego z groźniejszych mafiozów tych czasów. Nikt nie potrafił go zrozumieć, a co dopiero pomóc. Na całe Stany jest kilku takich co zrobią wszystko dla innych, a reszta ludzi to zwykli egoiści. Egoizmu właśnie nauczyło Dylana życie. Życie, które nie było dla niego łaskawe, a los płatał mu figle, nie od dziś. Przyzwyczaił się, że nie może polegać na nikim innym tylko na sobie. Ludzie wezmą od Ciebie wszystko, udając twoich najlepszych przyjaciół, a gdy ty będziesz tylko potrzebował czegoś rozwieją się jak mgła o poranku.

Wstał i nałożył najbardziej eleganckie ubranie jakie znalazł w swojej szafie. Na ramie założył swoją gitarę, a w drugiej ręce trzymał piecyk. Gdy przechodził przez kasyno, zdziwiony barman odprowadził go wzrokiem, aż do wyjścia. Chłopak wsiadł do hotelowej taksówki i zajechał nią na miejsce.

 Dylan wszedł do baru. Nie różnił się zbytnio od tego w jakim przesiadywał, jedynie tylko bar był z drewna, nie pokrytego niczym. Gdy odwrócił głowę w prawo zobaczył beżowy kontuar zza którego można było usłyszeć, męskie głosy poza tym miejsce zdawało się opustoszałe. Prawdopodobnie właśnie takie było zamierzenie Smokiego.
- Nie miałeś remika George - krzyknął ktoś z pretensją w głosie. 
- Jezu, Roger nie widziałeś? - odparł inny głos. Ten ton Dylan już znał, co prawda przez słuchawkę zdawał się nieco inny.

 Chłopak podszedł do baru i głośno zastukał w blat. Po chwili zjawiła się dziewczyna, wyglądem przypominająca nieco Marylin Monroe. Uśmiechnęła się zalotnie i przyjęła jego zamówienie, którym było oczywiście whiskey. Usiadł na jednym ze stołków barowych w oczekiwaniu na drinka. Po pewnym czasie chłopak dostał złocisty płyn w kryształowej szklance, upił łyk po czym wstał z miejsca. Ostrożnie wszedł za kontuar. Był lekko przerażony co, a może kogo tam zobaczy. Mimo tego, że wczoraj w nocy chłopak zastanawiał się co powie Georgowi, dziś nadal wahał się i zastanawiał czy ta rozmowa dostatecznie wzbudzi w Smokim jakieś uczucia.

Trzech mężczyzn siedziało przy stoliku i popijając dżin grało w karty. 
- Remik dżin - uśmiechnął się jeden z nich i podniósł szklankę w geście toastu, może na cześć przybysza, następnie upił łyk. Jego towarzysz wstał, potarł wąsy i ruszył w stronę Dylana. 
- Partyjkę remika? - spytał i zaprosił go gestem, który z reguły wykonują gospodarze, gdy proponują gościom wstąpienie do mieszkania. Chłopak ogarnął wzrokiem pokój, uśmiechnął się niepewnie i skinął głową twierdząco. Postawił whiskey na stole i usiadał na wolnym miejscu. Jeden z mężczyzn zaczął rozdawać. Gdy tylko zajrzał w karty miał ochotę wycofać się z gry, lecz zachował pokerową twarz. Bez słowa wymienił jedną kartą i spojrzał po uczestnikach gry. Byli doświadczonymi graczami, nikt z nich nie okazywał, żadnych emocji. Panowała taka cisza, że było słychać tylko szelest kart przekładanych w rękach i szczęk szklanek to podnoszonych ze stołu, to ponownie na nim stawianych. Zapalił. Zawsze dawało mu to lekki upust emocjom, lecz ostatnio palił tak często, że teraz stało się to teraz częścią jego codzienności. Gdy papieros zajarzył się pierwszy z graczy zaczął wystawiać sekwens, a po nim byli inni. W notatniku pojawiały się coraz to wyższe liczby. Zgodnie z zasadami logiki, skoro pozostali gracze mieli dobre karty, ktoś musiał mieć gorsze. Dylan był właśnie tą osobą z trudem udało mu się uzbierać 51 punktów koniecznych do wystawienie sekwensu. Zaczęli przekładać karty z sekwensu do sekwensu lub dokładać je. Chłopakowi w tej turze poszło trochę lepiej niż w poprzedniej, lecz nadal był na przegranej pozycji. Rozpoczęli nowe rozdanie. Dusza Dylana, która do tej pory z melancholijnym uśmiechem obserwowała deszczowe niebo teraz stała na progu tęczy z melodią rockabilly lecącą  gdzieś w tle. Posłał uśmiech graczom i w piorunująco, krótkim czasie wyzbył się wszystkich kart nadrabiając straty w punktach z poprzedniej rundy. Kilka rozdań później grę zakończył jeden z mężczyzn oznajmiając, że musi iść. Na pewno z tego powodu również nie był zadowolony, gdyż w obecnej sytuacji Dylan pobijał go o 5 punktów, zajmując drugie miejsce.

Gdy gracz opuścił bar prowadzący grę roześmiał się. Chłopakowi wystarczyło tylko jedno spojrzenie tych oczu. Były przesiąknięte sprytem. Dylan wiedział, że w tych oczach, w tym spojrzeniu zdobył dowód na nieczystą grę mężczyzny. Były to bowiem oczy kanciarza, Grave naoglądał się ich sporo w czasie, kiedy siedział w Las Vegas. 
- Przyjaciel Jeffrey Swanski - jak mniemam - powiedział zwycięzca
- Dylan Grave - przedstawił się chłopak
- George Lighting, ale rozumiem, że już mnie znasz.
- Z nazwiska i reputacji -  Zapalił kolejnego papierosa. George odparł mu przelotnym uśmiechem, następnie zaczął kręcić młynek kciukami. 
- Czego chcesz? - spytał prosto z mostu. Tego chłopak cię nie spodziewał. Snuł wszelakie możliwe dialogi dzień przed spotkaniem, ale nigdy mu nie przyszło do głowy, że takie pytanie zada Smokey. Zawsze brał pod uwagę wariant, że on pierwszy wyjdzie ze słowami "Mam do Ciebie prośbę" czy coś w tym guście.

- Pieniędzy, im wszystkim zawsze chodzi o pieniądze - powiedział ktoś, kto sądząc po głosie był płci żeńskiej,  zza kontuaru. Dylan poznał ten głos i miał rację. Po chwili ujrzał osobę, którą spodziewał się zobaczyć. Brunetka właśnie rozwiązywała płaszcz. Patrzyła na stół karciany i Smokiego, ale na Dylana nawet nie spojrzała choćby przelotnie. Zadziwiło to chłopaka, gdyż to przecież ona zarekomendowała mu to miejsce i tą osobę. 
- Pieniędzy? - Dylan skinął głową na potwierdzenie 
- Dla kogo?
- Na spłacenie długu 
- Spodziewam się. U kogo? - w słowach Smokiego nie można było dosłyszeć, żadnych emocji. Był tak samo przejęty, jak pracownik warsztatu samochodowego, który dostaje mini coopera na przegląd. 
- U Halla Muttersa zwanego Krukiem - George Lighting znieruchomiał ze szklanką dżinu w dłoni, a Jeffrey Swanski upuściła na ziemię płaszcz, który właśnie zdejmowała 
- Nie mogę ci dać pieniędzy - Grave przełknął ślinę i spróbował sobie przypomnieć jakie argumenty miał na taką sytuację. 
- Ale... - zaczął Smokey - Możemy - tu spojrzał na Jeffrey, dając rozmówcy do zrozumienia, że chodzi o niego i Jeff - upozorować Twoją śmierć - uśmiechnął się George
- Masz rodzinę? - zapytała dziewczyna. Dylan pokręcił głową, co miało oznaczać 'Nie'. Smokey i Jeff wymienili porozumiewawcze spojrzenia. 
- Spotkamy się jutro tutaj o tej samej godzinie - oznajmił George i wstał z krzesła. Dylan zapalił papierosa i wyszedł.

Gdy opuszczał bar sam nie wiedział czy ma uznać spotkanie za udane. Jednak sfingowanie jego śmierci uwolniłoby go chwilowo od problemów. A wtedy mógłby szybko opuścić stan. Wiedział, że mafia i tak szybciej czy później zrozumiałaby podstęp, ale w tych dniach mógłby właśnie pić wódkę na Wall Street, albo śpiewać country w Teksasie. Dawałoby to mu dodatkowe dni na zebranie pieniędzy. Właśnie to było tą złą stroną planu, nadal nie miał pieniędzy, ale czego mógł się spodziewać? Że przyjdzie do gościa i poprosi go o 45 tysięcy, a ten mu tak da od ręki, powołując się na przyjaźń z Jeffrey Swanski. Niedługo Dylan Grave formalnie zniknie z tego świata. Często sobie zadawał pytanie, jak to jest być martwym, wkrótce przekona się o tym. Będzie duchem, błąkającą się duszą wśród świata śmiertelników. Jedyny widzialny, który oszukał Halla Muttersa. Nieśmiertelny Dylan. Jego nazwisko nie będzie już nic znaczyć. Ta upiorna nazwa nie będzie do niego pasować, umrze razem z jego postacią znaną światu. Dylan Immortal.