"Mówiłaś, że nigdy nie pójdziesz na układy
Z tajemniczym włóczęgą, ale teraz zrozumiałaś,
Że on nie sprzedaje żadnych usprawiedliwień"
Siedział na suchej ziemi, gdzieniegdzie pokrytej niską kosodrzewiną lub żółtymi kępkami trawy. Przyjechali do tego miejsca z Jeffrey kilka godzin temu i postanowili tu pozostać na noc. W okolicy nie mogli znaleźć żadnego wolnego zakwaterowania, więc wybrali ruderę na wypadek deszczu, który i tak rzadko zdarzał się w Nevadzie. Przejechali szmat drogi i obecnie znajdowali się na pustkowiu pomiędzy granicą z Kalifornią i Oregonem.
- Uwielbiam patrzeć się na gwiazdy - powiedziała Jeffrey - One są takie nieskończone, wieczne, bezgraniczne. Na Ziemi wszystko ma swój kres, a one pozostają niezmienne przez tysiąclecia
- One tylko egzystują, a my możemy żyć - odezwał się Dylan wyrwany z zamyślenia. Nie odpowiedziała. Ponownie milczeli wpatrując się w rozgwieżdżone niebo. Nagle między małymi, świetlistymi punkcikami przeleciało coś. Pojawiło się po środku migoczącego płaszcza i opadło gdzieś za horyzontem. Dziewczyna odwróciła się do chłopaka:
- O czym pomyślałeś? - spytała, lecz po chwili dodała:
- Nie, nie mów. To powinno pozostać tajemnicą. - Uśmiechnęła się delikatnie i ponownie zwróciła wzrok ku gwiazdom. W rzeczywistości Dylan nie pomyślał o niczym. Nie wierzył w takie mity jak spadające gwiazdy. Uważał, że człowiek w swoim życiu jest zdany tylko na siebie, a niebiańskie cudy nic tutaj nie pomogą.
- Gdzie jedziemy? - zapytał w końcu
- Gdzieś, gdzie będziemy mogli spokojnie żyć - odparła wymijająco dziewczyna. Chłopak już dawno zauważył, że Jeffrey posiada dużą wiarę w ludzi, którą on stracił zanim jeszcze przyjechał do Las Vegas, a może w ogóle bez niej się urodził. Wiedział, że nigdy nie będą mogli spokojnie żyć. Gdy raz wejdziesz w mafijne środowisko, tak szybko z niego nie wyjdziesz. Zadłużą się u innej mafii, będą mieli te same problemy co w Nevadzie tyko z innymi ludźmi. Przekroczenie granicy Stanu nie zmieni ich charakteru. Ludzie rodzą się z tymi samymi wadami, z którymi idą do grobu. Dylan to wiedział, lecz postanowił nie wspominać o tym Jeffrey. Ona posiadała to czego chłopakowi zabrakło - nadzieję na lepsze jutro.
- Co zrobisz jak mnie dowieziesz na miejsce? - zapytał tylko.
- Spróbuję być sobą - odparła i westchnęła - Tak jakby w Nevadzie nie zdarzyło się nic złego - dodała po chwili. Dylan nie odpowiedział. Oboje nie byli wylewni, chociaż może tylko on, a ona zbyt grzeczna, żeby wyrywać z ciągłego zamyślenia Dylana. Ich rozmowy nie kleiły się. Po krótkim namyśle stwierdził, że ona może i jest rozmowna, ale on zbyt ciekawski, żeby pozostawić jej przeszłość dla niej.
- Nie chciałabym być nikim innym - odezwała się nagle Jeffrey. Zwiesiła głowę i zaczęła malować patykiem nic nieznaczące linię na ziemi.
Chłopak nie mógłby powiedzieć tego samego o sobie. Zdecydowanie chciał być kim innym. Chciałby zostać legendą rock n' rolla, mieć pieniądze i wszystko co by tylko zechciał. Nie musiałby mieć długów u mafii. Nie musiałby teraz siedzieć na pustkowiu pod gołym niebem. Nie musiałby uciekać przed Hallem Mutersem i Georgem Lightingiem. Wyobraził sobie siebie w luksusowym, nowojorskim apartamencie hotelowym. Leży na miękkim materacu. Obok niego cudowna blondynka. W ręce trzyma butelkę z najdroższą whiskey. Z gramofonu słychać jego przeboje. Jutro będzie miał koncert. Przyjdą tłumy ludzi. Dziewczyny będą piszczeć, gdy wejdzie na scenę, a mężczyźni z uznaniem kiwać głowami, gdy zagra solówkę na gitarze. Tak, definitywnie chciał być kim innym.
Chłopak położył się na glebie i spytał:
- Zawsze ratujesz bezradnych mężczyzn z miejskich barów? - zapytał
- Nie, nie zawsze. Ale kilka razy zdarzyło mi się zabrać z miasta facetów, którzy pili alkohol i palili papierosy przy barze zamiast robić coś ze swoim życiem. Bali się nawet zagrać w kasynie, czy uciec ze Stanu. Niektórym podawałam tylko właściwie numery, a niektórych wywabiałam z miasta - odpowiedziała i posłała uśmiech chłopakowi. Noc była bardzo jasna, lecz mimo to Dylan nie dostrzegł go.
Nie pytał już o nic więcej, zamiast tego wyjął gitarę i przyłożył palce do gryfu.
- Nie zagra, nie masz jak jej podłączyć - odezwała się Jeffrey, wypowiedziała to bardziej jako radę niż krytyczną uwagę.
- Zagra, Josephine zawsze zagra - odparł ściszonym głosem i uśmiechnął się triumfalnie. Przejechał kostką po strunach. Rozległy się stłumione dźwięki. Dylan z wolna zaczął grać "Playing for Keeps" Elvis'a Presleya. Kilka basowych strun zostało szarpniętych i chłopak zaczął śpiewać swoim zachrypniętym głosem:
- "Gram na utrzymanie. Teraz jest to realne. I chciałbym, żebyś wiedziała, jak naprawdę się czuję. Gram na utrzymanie. Teraz jestem pewien. Nie będę szczęśliwy, do-dopóki nie dowiem, że jesteś moja*" - śpiewał raz obniżając głos, raz go wznosząc. Zawsze gdy to śpiewał starał się naśladować Elvisa, lecz z drugiej strony wiedział, że choćby miał najlepszą gitarę na świecie nigdy mu nie dorówna. Zafundował sobie instrumentalną powtórkę zwrotki. Smagał lewą ręką gryf, a w prawej ściskał kostkę, którą rytmicznie przeplatał między strunami. Grał bardzo dobrze. Ruchy jego dłoni były niemal niedostrzegalne, dźwięki, choć teraz stłumione, zawsze czyste, nie spóźniał się, nie improwizował, nie zwracał uwagi na pomyłki. Tylko śpiewał. Marszcząc przy tym brwi i pozostawiając na twarzy grymas.
- "Były inne, który mogły mnie kochać prawdziwie. Lecz nikt inny nie może mnie tak podniecać jak ty. Gram na utrzymanie. Kochaj mnie też. Nie sprawiaj, że będę żałować, że kiedykolwiek się w Tobie zakochałem*"
Gdy grał oddalał się od świata, od problemów, od ludzi. Wznosił się do nieba, do miejsca gdzie nie było nic tylko on i dźwięki. Nie było czerni, ani bieli. Nie było szarości. Była tam pustka cała wypełniona błogim uczuciem i czystymi dźwiękami. Nie myślał wtedy o tym, że gra. Zdawało mu się, że tańczy z kimś niezwykle delikatnym, kto śpiewa jak się tylko smagnie się jego skórę.
- "Były inne, który mogły mnie kochać prawdziwie. Lecz nikt inny nie może mnie tak podniecać jak ty. Gram na utrzymanie. Kochaj mnie też. Nie sprawiaj, że będę żałować, że kiedykolwiek się w Tobie zakochałem*"
* - Elvis Presley, "Playging for Keeps", w wolnym tłumaczeniu autorki opowiadania